czwartek, 23 października 2014

Pijawki...? Najlepsze w cukrze!

Wstajemy wcześnie rano, bo już o 8.00 wyrusza trekking organizowany przez nasz guesthouse. Na dzień dobry dostajemy płócienne skarpety do kolan,przypominające ochraniacze śniegowe. Mają nas uchronić od największej plagi tej pory roku czyli pijawek.
Przeciwpijawkowe skarpety
Park Narodowy Khao Yai (เขาใหญ่) można zwiedzać samodzielnie, my jednak decydujemy się na wycieczkę z przewodnikiem, co okazuje się być doskonałym pomysłem. Przewodnicy potrafią wypatrzeć i pokazać zwierzęta, których same nie miałybyśmy szans dostrzec. Znają też las i zapuszczają się w gęstwinę, w której straciłybyśmy orientację w ciągu pięciu minut.
Wygląda niewinnie, ale jest bardzo jadowity
Makak
Kameleon
Przez pierwszą godzinę marszu, jedynie fakt, że zarośla zadziwiająco lekko ustępują pod naporem ciała zdradza, że idziemy uczęszczanym szlakiem. Po wydeptanej ścieżce nie ma nawet śladu, chociaż muszą nią przechodzić dziesiątki ludzie dziennie.
Dżungla
W parku wytyczone są trasy, ale ich oznaczenie bardo różni się od standardów, do których jesteśmy przyzwyczajeni. W ciągu czterogodzinnej wędrówki udaje mi się dostrzec zaledwie dwa znaki identyfikujące szlak.

Wiele emocji budzi spotkanie z leśnym skorpionem, którego nasz przewodnik wypłasza z jamy. Pajęczak (tak, skorpiony należą do rodziny pajęczaków i mają osiem odnóży) wielkości męskiej dłoni, jest stosunkowo niegroźny, a jego ukąszenie porównywalne jest do użądlenia pszczoły. Zdecydowanie bardziej niebezpieczny jest gatunek kilkucentymetrowej długości i brązowej barwy, często ponoć spotykany w miastach.
Skorpion leśny
Pomimo długich poszukiwań nie znajdujemy słoni ani tygrysów, ale makaki, gibony, węże, gigantyczne wiewiórki drzewne, skorpiony i kameleony wynagradzają trudy treku.
Tu czasem przychodzą słonie
Jeszcze tylko jedno zejście i widzimy...
Czas nie dłuży się ani przez chwilę, urozmaicany rozmowami ze współtowarzyszami wycieczki. Oprócz nas w skład grupy wchodzą poznani poprzedniego dnia Holendrzy, hindusko-niemieckie małżeństwo z synem, obecnie mieszkające w Bangkoku, Brytyjczyk w kilkumiesięcznej podróży po Azji i Amerykanin pracujący on-line, który przeprowadził się niedawno z Chiang Mai do Bangkoku.
Nasza wycieczka
Treking kończy się przed 18.00, więc bez problemu łapiemy wieczorny autobus do Bangkoku i przed północą meldujemy się w znajomym guesthouse, w "naszym"pokoju, w którym zaczynamy czuć się powoli jak w domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz