Budzą nas turbulencje i wschód słońca, który według czasu polskiego, następuje przed 2.00. Na rozespanych pasażerach, podskoki samolotu robią wrażenie o tyle, że opóźniają rozdanie kawy. Po chwili wyrównujemy lot i ostatnie godziny upływają spokojnie.
Lotnisko w Bangkoku, jak zawsze, oczarowuje architekturą i ilością kwiatów. Formalności graniczne i odbiór bagaży przebiegają bardzo sprawnie i już po chwili jedziemy kolejką do miasta. Za drzwiami pociągu, tajski poranek obejmuje nas swoimi lepkimi ramionami, a powietrze przesycone jest zapachem jedzenia. Witaj Bangkoku!
Nasz hostel położony w bezpośrednim sąsiedztwie Khao San Road (ถนนข้าวสาร), znanej wszystkim backpackerom po Azji , znajduje się jednak nieco na uboczu i posiada rzadką zaletę - jest cichy.
Godzina jest już popołudniowa, więc należy się posilić. Dziewczyny bohatersko mierzą się z pierwszym posiłkiem na azjatyckiej ziemi. Akceptują wybraną przeze mnie jadłodajnię, w której menu jest tylko po tajsku, a w zupie pływają kulki mięsne i rybne w nieokreślonym kolorze. Jedzenie jest jednak dobre, a standardy higieny urągają jedynie bardzo wyśrubowanym wymaganiom.
Korzystając z faktu, że jest niedziela, zostało nam pół dnia, a jet-lag da o sobie znać za kilka godzin, postanawiamy udać się na Chatuchak Weekend Market (ตลาดจตุจักร), jeden z większych ulicznych bazarów w Bangkoku. Łatwo powiedzieć w mieście o powierzchni ponad 1500 km2. Niestety Tajowie, jak większość mieszkańców regionu, posiada fatalną orientację przestrzenną, co przy ich chęci niesienia pomocy, rodzi opłakane skutki. Zostajemy wysadzone z autobusu w połowie drogi, pytani przechodnie podają szczegółowe wskazówki dotarcia do celu. Cóż z tego, skoro żadne dwie wersje nie są do siebie podobne, a kierowca tuk tuka, który miał nas zawieźć na miejsce, ma własną koncepcję, gdzie powinnyśmy robić zakupy, skrajnie różną, od naszego pomysłu. Z powodu braku porozumienia w kwestii pryncypiów, współpraca kończy się po kilkuset metrach.
Lotnisko w Bangkoku, jak zawsze, oczarowuje architekturą i ilością kwiatów. Formalności graniczne i odbiór bagaży przebiegają bardzo sprawnie i już po chwili jedziemy kolejką do miasta. Za drzwiami pociągu, tajski poranek obejmuje nas swoimi lepkimi ramionami, a powietrze przesycone jest zapachem jedzenia. Witaj Bangkoku!
Nasz hostel położony w bezpośrednim sąsiedztwie Khao San Road (ถนนข้าวสาร), znanej wszystkim backpackerom po Azji , znajduje się jednak nieco na uboczu i posiada rzadką zaletę - jest cichy.
Godzina jest już popołudniowa, więc należy się posilić. Dziewczyny bohatersko mierzą się z pierwszym posiłkiem na azjatyckiej ziemi. Akceptują wybraną przeze mnie jadłodajnię, w której menu jest tylko po tajsku, a w zupie pływają kulki mięsne i rybne w nieokreślonym kolorze. Jedzenie jest jednak dobre, a standardy higieny urągają jedynie bardzo wyśrubowanym wymaganiom.
Korzystając z faktu, że jest niedziela, zostało nam pół dnia, a jet-lag da o sobie znać za kilka godzin, postanawiamy udać się na Chatuchak Weekend Market (ตลาดจตุจักร), jeden z większych ulicznych bazarów w Bangkoku. Łatwo powiedzieć w mieście o powierzchni ponad 1500 km2. Niestety Tajowie, jak większość mieszkańców regionu, posiada fatalną orientację przestrzenną, co przy ich chęci niesienia pomocy, rodzi opłakane skutki. Zostajemy wysadzone z autobusu w połowie drogi, pytani przechodnie podają szczegółowe wskazówki dotarcia do celu. Cóż z tego, skoro żadne dwie wersje nie są do siebie podobne, a kierowca tuk tuka, który miał nas zawieźć na miejsce, ma własną koncepcję, gdzie powinnyśmy robić zakupy, skrajnie różną, od naszego pomysłu. Z powodu braku porozumienia w kwestii pryncypiów, współpraca kończy się po kilkuset metrach.
Podstępny kierowca tyk tuka |
Upływające kwadranse i pokonane kilometry, z rosnącą mocą uświadamiają nam konieczność posiadania mapy. Szybka zmiana planów i zamiast na targowisko, udajemy się w kierunku centrum handlowego MBK, w którym ma znajdować się księgarnia, jednak bazarowy klimat wciąż nam towarzyszy. Dom towarowy, to sześciopiętrowy budynek wypełniony niezliczoną ilością straganów, oferujących szeroki wachlarz towarów, od mebli po złotą biżuterię. Księgarnia jest nieduża, ale wystarczająco dobrze zaopatrzona, by uzbroić się w komplet map, łącznie z planem komunikacji miejskiej Bangkoku.
Na kolację zatrzymujemy się na night markecie, gdzie dziewczyny już śmielej wybierają specjały lokalnej kuchni. Posiłek połączony z planowaniem kolejnych etapów podróży przeciąga się do późnych godzin. Korzystając z nowo zakupionej mapy, tryumfalnie wracamy do hostelu autobusem miejskim.
Na kolację zatrzymujemy się na night markecie, gdzie dziewczyny już śmielej wybierają specjały lokalnej kuchni. Posiłek połączony z planowaniem kolejnych etapów podróży przeciąga się do późnych godzin. Korzystając z nowo zakupionej mapy, tryumfalnie wracamy do hostelu autobusem miejskim.
Chao Praya nocą |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz