Zbieranie muszli, to nie czynność, to rytuał. Zanurzam dłonie w piasku i uruchamiam wehikuł czasu. Już nie dorosła kobieta grzebie w błocie przyboju, tylko jasnowłosa dziewczynka szuka morskich skarbów, mała księżniczka przesypuje między palcami klejnoty babcinej szkatułki. Świat roztapia się w blasku słońca i szumie fal, zostaje piasek i ukryte w nim drogocenności. Czasem tylko skarbnik, stary krab pustelnik łypnie groźnie z wnętrza najpiękniejszej muszli, przypominając kto tu naprawdę rządzi.
Zachodnie wybrzeże Kho Lanta obsiadły hotele, resorty i proste bungalowy. Zajmują pas ziemi pomiędzy drogą a morzem i wypełzają aż na plażę. Większość jest murowana, ale część stanowią lekkie chatki z bambusa. Miejsce, w którym się zatrzymałyśmy ma w sobie coś cygańskiego: domki z bambusowych tyczek i mat z drzwiami zapieranymi kołkiem, słońce i rośliny zaglądające do łazienki, moskitiera rozpięta nad ogromnym łóżkiem, która chroni przed nocnymi wizytami zwierzęcych gości.
Wokół recepcji biegną półki zastawione książkami w różnych językach pozostawionymi tu przez gości. Można je swobodnie pożyczać i wymieniać. W pochmurne dni, mieszkańcy leżą na kolorowych poduchach lub bujają się w hamakach, zatopieni w lekturze. Nadaje to miejscu klimat utopijnej komuny intelektualistów, uciekinierów ze świata korporacji i wyścigu szczurów.
Jak je teraz zabrać...? |
Łazieneczka |
Łóżko godne księżniczki |
Na patio |
Można też wypożyczyć skuter |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz