Zwyczajowy poranny tłum, zaludniający wszystkie lotniska świata, snuje się między stanowiskami po hali odlotów na Okęciu. Szukamy okienka naszego przewoźnika, ale wzrok nigdzie nie natrafia na niebiesko-żółte logo Aerosvitu. Zaledwie 10 kilowy plecak sprawia, że nie mogę uwolnić się od myśli, że coś ważnego zostało zapomniane, przeoczone, spadło za kanapę i przez najbliższe trzy tygodnie będzie zbierać kurz. Pocieszam się, że na pewno doświadczenie kilku wyjazdów, pozwoliło mi ograniczyć bagaż do niezbędnego minimum, a poza tym najcięższe ubrania mam przecież sobie na sobie. Gdy trafią w Bangkoku do plecaka, zyska poważniejszą wagę i gabaryty.
Sprawnie przechodzimy standardowe procedury lotniskowe, rzut oka na ofertę sklepów strefy wolnocłowej i wchodzimy na pokład. Nasz statek powietrzny nie grzeszy ani urodą, ani komfortem - ot wysłużony Boeing 737 - ale lot trwa tylko 3 godziny, a ja i tak przesypiam większość podróży.
Lotnisko w Kijowie wita ledwie działającą klimatyzacją oraz wszechobecnym tłokiem, kolejkami do odprawy, do toalety i tłumem kłębiącym się przy okienkach informacji. Struktura demograficzna zrównoważona, mniej więcej połowę stanowią indoeuropejczycy, druga połowa to Azjaci. Miłą niespodziankę stanowi darmowa, działająca sieć WiFi, której absolutnie się tu nie spodziewaliśmy. Poza internetem kijowskie lotnisko oferuje kilka sklepów i kawiarni oraz nieodparte wrażenie, że te usługi są tu obecne zaledwie od kilku lat.
Nasz międzykontynentalny samolot to Boeing 767 pamiętający lepsze czasy. Na jego plus należy zaliczyć dużo przestrzeni między fotelami, ale nie wszystkie z nich dają się rozłożyć, a wszelkie części ruchome i mechanizmy (zasuwki w drzwiach, krany, spłuczki, zamknięcia stolików) charakteryzują się niepokojącym luzem. Maleńkie poduszeczki czekają na każdego z podróżnych, ale koce są ściśle reglamentowane. Linia w innowacyjny sposób rozwiązała problem ich kradzieży poprzez pieczołowite spisywanie, któremu z pasażerów zostały wydane.
Podróżujemy na wschód, więc zachód słońca oglądamy około 17.30 polskiego czasu, a o 18 za oknami rozpościera się już ciemna noc. Po posiłku atmosfera się rozluźnia, dzieciaki biegają między fotelami, dorośli śpią, czytają (głównie bookreaderach), oglądają filmy lub grają na tabletach i laptopach. Książek i gazet prawie nie widzę. Usypiam przy dźwiękach chińskiego POPu sączącego się z słuchawek - jedynej muzyki z pośród czterech rodzajów, nadawanych na 16 samolotowych kanałach, której jestem w stanie słuchać.
Sprawnie przechodzimy standardowe procedury lotniskowe, rzut oka na ofertę sklepów strefy wolnocłowej i wchodzimy na pokład. Nasz statek powietrzny nie grzeszy ani urodą, ani komfortem - ot wysłużony Boeing 737 - ale lot trwa tylko 3 godziny, a ja i tak przesypiam większość podróży.
Lotnisko w Kijowie wita ledwie działającą klimatyzacją oraz wszechobecnym tłokiem, kolejkami do odprawy, do toalety i tłumem kłębiącym się przy okienkach informacji. Struktura demograficzna zrównoważona, mniej więcej połowę stanowią indoeuropejczycy, druga połowa to Azjaci. Miłą niespodziankę stanowi darmowa, działająca sieć WiFi, której absolutnie się tu nie spodziewaliśmy. Poza internetem kijowskie lotnisko oferuje kilka sklepów i kawiarni oraz nieodparte wrażenie, że te usługi są tu obecne zaledwie od kilku lat.
Nasz międzykontynentalny samolot to Boeing 767 pamiętający lepsze czasy. Na jego plus należy zaliczyć dużo przestrzeni między fotelami, ale nie wszystkie z nich dają się rozłożyć, a wszelkie części ruchome i mechanizmy (zasuwki w drzwiach, krany, spłuczki, zamknięcia stolików) charakteryzują się niepokojącym luzem. Maleńkie poduszeczki czekają na każdego z podróżnych, ale koce są ściśle reglamentowane. Linia w innowacyjny sposób rozwiązała problem ich kradzieży poprzez pieczołowite spisywanie, któremu z pasażerów zostały wydane.
Podróżujemy na wschód, więc zachód słońca oglądamy około 17.30 polskiego czasu, a o 18 za oknami rozpościera się już ciemna noc. Po posiłku atmosfera się rozluźnia, dzieciaki biegają między fotelami, dorośli śpią, czytają (głównie bookreaderach), oglądają filmy lub grają na tabletach i laptopach. Książek i gazet prawie nie widzę. Usypiam przy dźwiękach chińskiego POPu sączącego się z słuchawek - jedynej muzyki z pośród czterech rodzajów, nadawanych na 16 samolotowych kanałach, której jestem w stanie słuchać.
nie wiem, jak zniosłaś ten chiński pop i czy jest w stanie się sączyć z słuchawek, ale ze wzmożonym apetytem, czekam na kolejny wpis!!
OdpowiedzUsuńPatryc.
Przy odpowiednio niskim natężenu decybeli, chiński pop daje się znosić, o ile nie rozumie się języka. Ten mechanizm niestety nie działa przy tredycyjnej operze chińskiej.
OdpowiedzUsuńZapraszam do dalszej lektury.