Stolica prowincji o tej samej nazwie, to największe miasto na północy Tajlandii, słynące z łagodnego klimatu, przemysłu włókienniczego, makaronu, ponad trzystu świątyń oraz dużej liczby obcokrajowców. Większość z nich to turyści, ponieważ oprócz lokalnych atrakcji, Chiang Mai to doskonała baza trekingów do dżungli i wypraw w góry, ale znaczna część to stali lub czasowi mieszkańcy.
Pierwszego dnia pobytu zwiedzamy świątynie, między innymi Wat Chedi Luang z wielką stupą w stylu Lanna i Wat Phan Tao z przepięknym drewnianym budynkiem świątynnym.
 |
| Rodzeństwo bawiące się przed drzwiami świątyni |
Wieczorem udajemy się na bazar, z którego słynie Chiang Mai, jednakże jego turystyczny charakter bardzo rozczarowuje. Z poprzedniej wizyty w Tajlandii zapamiętałam ubrania z naturalnych materiałów o prostym, ale unikalnym wzornictwie, ładne przedmioty z drewna i ciekawą biżuterię, a obecnie znajduję sztuczne materiały, wzornictwo rodem z Indii, identyczne modele na wszystkich stoiskach i wszechobecny plastik.
Po pierwszym spędzonym w Chiang Mai dniu, mam wrażenie, że trafiłam do zadeptanego przez turystów, prowincjonalnego miasteczka, w którym wszystko jest na sprzedaż, a produkt turystyczny zastąpił rękodzieło, kulturę i lokalne wzornictwo. Dopiero rowerowa wycieczka na przedmieścia, pozwala odkryć miejskiego ducha, kosmopolityczny charakter i prawdziwie tajskie oblicze miasta. Sa tu ciekawe muzea, parki, oryginalne restauracje, a nawet klub strzelecki. Zaczynam rozumieć, dlaczego tak wielu białych przedkłada Chiang Mai nad Bangkok, twierdząc, że posiada wszystkie zalety stolicy, ale pozbawione jest jego wad.
 |
| Restauracja nad jeziorem |
 |
| Chata jednego z górskich plemion - Tribal Muzeum - Chiang Mai |
Jazda na rowerze w Tajlandii, to osobna kategoria doświadczenia. Nie jest to popularny, wśród miejscowych, środek lokomocji, w odróżnieniu od skuterów, samochodów i tuk tuków. Na tajskiej ulicy panuje zwykły azjatycki chaos, a do tego trzeba sobie uświadomić, że ruch jest tu lewostronny, więc pierwsze minuty są koszmarne. Wyłączenie odruchów nie udaje się od pierwszego razu, więc trzeba się pilnować, aby po skręcie w prawo wylądować po właściwej stronie drogi. Jednakże po kilku chwilach, gdy wyczuje się rytm i dynamikę ulicy, jazda staje się przyjemna, szczególnie, że kierowcy samochodów są wobec rowerzysty mili i wyrozumiali. W każdym razem byli tacy wobec mnie, co równie dobrze mogę zawdzięczać swojemu kolorowi skóry i włosów, a nie kulturze kierowania Tajów, ale to już zupełnie inna historia.
A co to ten tuk tuk? :)
OdpowiedzUsuńhttp://th.wikipedia.org/wiki/%E0%B8%A3%E0%B8%96%E0%B8%95%E0%B8%B8%E0%B9%8A%E0%B8%81%E0%B8%95%E0%B8%B8%E0%B9%8A%E0%B8%81 ;-)
OdpowiedzUsuń