Każdy kraj ma swoje zwyczaje i drobne dziwactwa. Zwykle są niegroźne, czasem zabawne, często pragmatyczne, czasami irytujące. Koloryt Tajlandii tworzy kilka zjawisk.
Powszechne w Azji przekonanie, że wytarcie nosa w miejscu publicznym jest skrajnie nieeleganckie. Za to pociąganie nosem, tak zwane "flukanie" lub "siąkanie" przez kilka godzin, nie jest najmniejszą ujmą na honorze.
Absolutna nieumiejętność czytania mapy - brak kompetencji powszechny dla tego regionu.
Tajowie żywią ogromny szacunek dla króla, obraza majestatu traktowana jest jak przestępstwo. Jednym z przejawów patriotyzmu jest odgrywanie w publicznych miejscach hymnu państwowego, dwa razy dziennie. Spotykało nas to zazwyczaj na stacjach autobusowych lub kolejowych i trzeba przyznać, że poddani Bhumibola Adulyadeja z dużą powagą traktują ten narodowy rytuał.
Tajlandia to duży kraj, a kolej nie cieszy się najlepszą sławą z powodu opóźnień. Bardzo dobrze prosperuje za to sektor przewozów autokarowych, a autobusy nocne są tym, czego każdy aktywny turysta, wcześniej czy później, w Tajlandii zakosztuje. Jakość usług waha się pomiędzy firmami, czasem ocierając się o luksus, przeważnie jednak nie schodząc poniżej bardzo porządnego poziomu. Fotele są wygodne i rozkładają się bardziej niż w większości linii lotniczych, na pokładzie serwowane są bezpłatne napoje i przekąski. Jeśli obsługa nie roznosi jedzenie, należy zachować czujność na postojach. Na popularnych trasach istnieją prawdziwe centra żywieniowo-obsługowe będące skrzyżowaniem jadłodajni z night marketem. W części stołówkowej, za okazaniem biletu, dostaje się ciepły posiłek. Personel kantyny, z wprawą mistrzów musztry, usadza pasażerów przy wspólnych 8-10 osobowych stołach, na które wjeżdża garnek z ryżem i półmiski z daniami. Nie ma czasu na pogawędki, ale nikt też nie rzuca się na jedzenie, nie nakłada kopiastych porcji, które zostawia w połowie niezjedzone. Umiar jest w cenie, a kultura przy stole świadczy o kulturze człowieka.
W nocnych autobusach cierpieć będą wielbiciele nocnych lektur, ponieważ światło gaśnie w około godzinę po wyruszeniu ze stacji początkowej i mniej więcej kwadrans po postoju. Lampki nad fotelami nie działają, więc jeśli ktoś chce poczytać dłużej książkę, musi zawczasu zaopatrzyć się w latarkę.
Masaże, to jedna z rzeczy, z którymi nieodmiennie kojarzy się Tajlandia. Zabiegowi temu z równym upodobaniem oddają się turyści, co miejscowi. Salonów i szkół masażu jest zatrzęsienie, jednak w turystycznych miejscach warto kierować się rekomendacją kogoś, kto nie ma interesu w poleceniu tego, a nie innego miejsca. Dobrze wykonany masaż potrafi zdziałać cuda, ale trudno go nazwać czystą przyjemnością. Jako zabieg akupresurowy polega na mocnym uciskaniu odpowiednich miejsc na ciele pacjenta, co bywa bolesne.
Z czystym sumieniem mogę zarekomendować, polecony mi przez przyjaciółkę, salon Shewa na ulicy Rambuttri w Bangkoku.
Europejki tęsknią za złotą karnacją, a Azjatki poświęcają dużo wysiłku na wybielenie swojej skóry. W perfumeriach znajdziemy wszystkie międzynarodowe marki kosmetyczne, przy czym 90% specyfików do pielęgnacji ciała będzie w wersji wybielającej. Ta pogoń za niedościgłym ideałem urody, prowadzi czasem do opłakanych efektów. Azjatycka buzia w odcieniu syntetycznej bladości i albinicznego róźu wygląda upiornie. Niejednokrotnie widuje się też efekt poparzeń chemicznych.
Jedzenie w Tajlandii jest pyszne i o zdecydowanym smaku. "Zdecydowanym" oznacza często pikantnym, a poziomy ostrości występują w szerokiej gamie. Osobom lubiącym potrawy łagodne, radzi się zawsze pytać czy "not spicy?". Osobiście lubię pikantne jedzenie, ale nie odważyłam się na tajski poziom "very spicy", ponieważ już "medium spicy" wypalało kubki smakowe.
Najprzykrzejszym doświadczeniem wyjazdu było odkrycie czasowej prohibicji. Alkohol może być sprzedawany wyłącznie w godzinach 11.00-14.00 i 17.00-24.00. Fakt, że do wiedzy tej dochodzimy dopiero ostatniego wieczora świadczy jedynie o tym, jak zdrowy tryb życia prowadziłyśmy podczas całych wakacji.
Powszechne w Azji przekonanie, że wytarcie nosa w miejscu publicznym jest skrajnie nieeleganckie. Za to pociąganie nosem, tak zwane "flukanie" lub "siąkanie" przez kilka godzin, nie jest najmniejszą ujmą na honorze.
Absolutna nieumiejętność czytania mapy - brak kompetencji powszechny dla tego regionu.
Tajowie żywią ogromny szacunek dla króla, obraza majestatu traktowana jest jak przestępstwo. Jednym z przejawów patriotyzmu jest odgrywanie w publicznych miejscach hymnu państwowego, dwa razy dziennie. Spotykało nas to zazwyczaj na stacjach autobusowych lub kolejowych i trzeba przyznać, że poddani Bhumibola Adulyadeja z dużą powagą traktują ten narodowy rytuał.
Tajlandia to duży kraj, a kolej nie cieszy się najlepszą sławą z powodu opóźnień. Bardzo dobrze prosperuje za to sektor przewozów autokarowych, a autobusy nocne są tym, czego każdy aktywny turysta, wcześniej czy później, w Tajlandii zakosztuje. Jakość usług waha się pomiędzy firmami, czasem ocierając się o luksus, przeważnie jednak nie schodząc poniżej bardzo porządnego poziomu. Fotele są wygodne i rozkładają się bardziej niż w większości linii lotniczych, na pokładzie serwowane są bezpłatne napoje i przekąski. Jeśli obsługa nie roznosi jedzenie, należy zachować czujność na postojach. Na popularnych trasach istnieją prawdziwe centra żywieniowo-obsługowe będące skrzyżowaniem jadłodajni z night marketem. W części stołówkowej, za okazaniem biletu, dostaje się ciepły posiłek. Personel kantyny, z wprawą mistrzów musztry, usadza pasażerów przy wspólnych 8-10 osobowych stołach, na które wjeżdża garnek z ryżem i półmiski z daniami. Nie ma czasu na pogawędki, ale nikt też nie rzuca się na jedzenie, nie nakłada kopiastych porcji, które zostawia w połowie niezjedzone. Umiar jest w cenie, a kultura przy stole świadczy o kulturze człowieka.
W nocnych autobusach cierpieć będą wielbiciele nocnych lektur, ponieważ światło gaśnie w około godzinę po wyruszeniu ze stacji początkowej i mniej więcej kwadrans po postoju. Lampki nad fotelami nie działają, więc jeśli ktoś chce poczytać dłużej książkę, musi zawczasu zaopatrzyć się w latarkę.
Masaże, to jedna z rzeczy, z którymi nieodmiennie kojarzy się Tajlandia. Zabiegowi temu z równym upodobaniem oddają się turyści, co miejscowi. Salonów i szkół masażu jest zatrzęsienie, jednak w turystycznych miejscach warto kierować się rekomendacją kogoś, kto nie ma interesu w poleceniu tego, a nie innego miejsca. Dobrze wykonany masaż potrafi zdziałać cuda, ale trudno go nazwać czystą przyjemnością. Jako zabieg akupresurowy polega na mocnym uciskaniu odpowiednich miejsc na ciele pacjenta, co bywa bolesne.
Z czystym sumieniem mogę zarekomendować, polecony mi przez przyjaciółkę, salon Shewa na ulicy Rambuttri w Bangkoku.
Europejki tęsknią za złotą karnacją, a Azjatki poświęcają dużo wysiłku na wybielenie swojej skóry. W perfumeriach znajdziemy wszystkie międzynarodowe marki kosmetyczne, przy czym 90% specyfików do pielęgnacji ciała będzie w wersji wybielającej. Ta pogoń za niedościgłym ideałem urody, prowadzi czasem do opłakanych efektów. Azjatycka buzia w odcieniu syntetycznej bladości i albinicznego róźu wygląda upiornie. Niejednokrotnie widuje się też efekt poparzeń chemicznych.
Jedzenie w Tajlandii jest pyszne i o zdecydowanym smaku. "Zdecydowanym" oznacza często pikantnym, a poziomy ostrości występują w szerokiej gamie. Osobom lubiącym potrawy łagodne, radzi się zawsze pytać czy "not spicy?". Osobiście lubię pikantne jedzenie, ale nie odważyłam się na tajski poziom "very spicy", ponieważ już "medium spicy" wypalało kubki smakowe.
Najprzykrzejszym doświadczeniem wyjazdu było odkrycie czasowej prohibicji. Alkohol może być sprzedawany wyłącznie w godzinach 11.00-14.00 i 17.00-24.00. Fakt, że do wiedzy tej dochodzimy dopiero ostatniego wieczora świadczy jedynie o tym, jak zdrowy tryb życia prowadziłyśmy podczas całych wakacji.